Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/to-mebel.wloclawek.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
uchwyciłby tylko najlepszy rysownik. Patrzyła na

zauważyła.


- Ty. - Przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Ty - powtórzył. - I ja.
- Właśnie o to pytam.
Wyraził to zwykłym skinieniem głowy.
Nie zważając na przestrogi, gospodyni zaczęła krzątać się wokół Huffa. Usadziła go w bibliotece ze szklanką mrożonej herbaty i nogami owiniętymi kocem, który odrzucił, rycząc z wściekłości: - Nie jestem pieprzonym inwalidą, poza tym na zewnątrz jest ponad trzydzieści stopni! Jeżeli chcesz tu jeszcze pracować jutro rano, nie próbuj mnie więcej sadzać w fotelu z kocykiem! - Nie jestem głucha, więc nie musi pan krzyczeć. Poza tym niech pan nie przeklina. - Z charakterystyczną pewnością siebie Selma podniosła pled z podłogi i złożyła go równo na pół. - Co ma pan ochotę zjeść na lunch? - Smażonego kurczaka. - Zrobię panu grillowaną rybę i warzywa na parze - oświadczyła, wychodząc z pokoju i głośno zamykając za sobą drzwi. - Selma jest jedyną osobą, której uchodzi na sucho takie zachowanie - mruknął Chris. Bawił się lotkami, ale wyraźnie bez zainteresowania. Beck siedział na kanapie, z jedną nogą opartą o kolano drugiej i ramionami rozciągniętymi na oparciu. Huff przyłożył zapałkę do drugiego z kolei papierosa, którego zapalił od chwili wyjścia ze szpitala. - Kiepsko ci idzie - rzucił. - Co takiego? - spytał Beck. - Udawanie, że niczym się nie martwisz. - Huff zgasił zapałkę. - Porzuć tę grę i powiedz mi, co się dzieje. - Przecież doktor Caroe mówił ci, że nie powinieneś palić - rzucił Chris. - Pieprzę go. Poza tym, nie zmieniaj tematu. Chcę wiedzieć, co się stało. Który z was mi powie? Chris usiadł na wolnej sofie. - Wayne Scott znowu się naprzykrza. - O co chodzi tym razem? - Nadal wypuszcza czujki - rzekł Beck. - Wszystkie w kierunku Chrisa. Huff się zaciągnął, myśląc przy tym, gdzie podziali się ludzie tacy, jak ten upierdliwy detektyw, kiedy z zimną krwią zamordowano jego ojca. Nikt nie zadał ani jednego pytania, w jaki sposób jego czaszka mogła pęknąć do tego stopnia, że aż wyciekł mózg. Huff nie był nawet pewien, czy tatę pochowano, czy też oddano jego ciało akademii medycznej, aby tam znęcali się nad nim nieudolni studenci. Tamtą noc spędził w więzieniu, ponieważ nikt nie wiedział, co z nim zrobić. Podczas drogi powrotnej do miasta pan J. D. Humphrey powiedział policjantowi, że jego żona go zabije, jeżeli przyprowadzi Huffa do domu. - Pewnie ma wszy. Jeżeli znajdzie u naszych dzieciaków gnidy, nigdy mi tego nie daruje. Tamtej nocy, gdy leżał na pryczy w celi, płacząc, usłyszał rozmowę dwóch opiekujących się nim policjantów. Wynikało z niej, że to żona pana J. D. Humphreya była odpowiedzialna za zniknięcie pudelka z gotówką, którego nie znaleziono po przeszukaniu szopy zamieszkiwanej przez Huffa i jego tatę. - W sklepie z tekstyliami była wielka wyprzedaż, a ona akurat nie miała pieniędzy, więc wpadła na złomowisko i zaopatrzyła się w gotówkę, nie zadając sobie trudu, aby poinformować o tym J. D. - A to ci dopiero historia. - Obaj policjanci uśmiali się z nieporozumienia. Następnego poranka Huff dostał na śniadanie ciastko i kanapkę z kiełbasą. Potem policjant kazał mu siedzieć na miejscu i czekać, nie naprzykrzając się jego kolegom po fachu. Huff posłuchał. Wreszcie na posterunku pojawił się chudy okularnik w garniturze w paski. Powiedział Huffowi, że zabiera go do sierocińca. Gdy odjeżdżali z więzienia, spytał:
Gdy odsuwał jej krzesło, dobiegł ich warkot silnika. Mark odjeżdżał.
- Wracajmy już na naszą planetę - zaproponowała po chwili, nie przestając poprawiać płatków.
Kolacja przez jakiś czas przebiegała w milczeniu Wróćmy do kwestii listu - zaproponował w końcu Mark, dolewając wina.
Położył palec na jej ustach, ale nie pocałował jej, tak jak sobie życzyła.
- Wrócę więc jak najszybciej - obiecał Mały Książę nieco zasmuconej Róży.
- Ty chyba rzeczywiście masz poważny problem? - spytała, a w jej głosie po raz pierwszy zabrzmiało współ¬czucie.
- Bardzo pragnę być czyjąś "moją piękną" - powiedziała Smutna Dziewczyna patrząc w morze.
usłyszał:
- Nie ma mowy. Mieliście swoją olśniewającą ksi꿬niczkę, ale Lara nie żyje. Teraz jestem ja.

ją wszystkie moce piekła. Pamiętała jego głos,

- Nie bądź śmieszna. Nie boję się duchów.
- Może niektórzy dorośli nigdy nie byli dziećmi? - zastanawiał się w dalszym ciągu Mały Książę. - Bo chyba nie
- Czasem niektórzy dorośli zachowują się dziwniej niż małe dzieci i tłuką lustra, które ukazują ich brzydotę...

- Ty zawsze byłeś moim przyjacielem... - cicho powiedziała Róża.

W końcu poszli do głównej sypialni, gospodarze
249
- Hej, ty, Harrison! - odezwał się nagle barczysty policjant, stojący

Huffem. Złapię cię później. Gdzie będziesz? Gdy spojrzała na niego, zrozumiał, że choć telefon Chrisa przerwał ich rozmowę na temat przyszłości ich związku, dla Sayre nie było nic więcej do dodania. W jej oczach zobaczył rozczarowanie, może zawód, na pewno zaś pogardę. - W San Francisco. - Minęła go i odeszła. Patrzył, jak wsiada do jego samochodu, wykręca na trzy razy i odjeżdża bez jednego spojrzenia w jego stronę. To, że musiał stać tutaj i obserwować, jak Sayre znika w ciemnościach, było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek przyszło mu zrobić. Chciał za nią biec, ale nawet gdyby się zatrzymała, a z pewnością by tego nie zrobiła, co mógłby powiedzieć poza słowami, jakie już padły? - To było bardzo, hem, przejmujące - powiedział Chris, wypychając językiem policzek. - Jeżeli potrzebujesz kilku minut, żeby się pozbierać... - Zamknij się, Chris. Prychając śmiechem, Chris ściągnął spodnie. Jego bokserki były przesiąknięte krwią. Odkręcił kran i dokładnie umył się cały, nie omijając włosów. Skończywszy, zgarnął dłońmi nadmiar wody z ciała i potrząsnął głową. Następnie ubrał się, nie wkładając jednak bielizny. Razem powędrowali do samochodu Chrisa i ruszyli w kierunku fabryki. Byli niemal na miejscu, kiedy Chris spostrzegł, że Beck przygląda się uważnie rozcięciu na jego policzku. - Mogło być gorzej - powiedział. - Pomyśl o Clarku Dalym. - Pomyślałem - mruknął ponuro Beck. Wjeżdżając do fabryki, teraz cichej i opuszczonej przez wszystkich z wyjątkiem strażników, doznali niemal surrealistycznego przeżycia. Wszystkie biura administracji były puste, nawet gabinet Huffa. - Musiał się gdzieś zatrzymać po drodze - powiedział Chris. - Poczekajmy tu na niego. Muszę się napić. Chcesz drinka? - Jest dziesiąta rano. - Tak, ale to był bardzo szczególny poranek. Chris podszedł do barku, Beck zaś przysunął się do okna i spojrzał na halę poniżej. Inspekcja OSHA rozpocznie się w poniedziałek. Teraz nie było tam nikogo. Pomieszczenie było ciemne, brudne i wciąż panował w nim upał, chociaż zgaszono wszystkie piece. Co robiła teraz Sayre? Czy była w hotelu i pakowała walizkę przed powrotem do Kalifornii? Czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy? Chris usiadł z drinkiem na kanapie. Zapadając się w miękkie poduszki, uniósł twarz ku sufitowi i zamknął oczy. - Pioruńskie dwa tygodnie - powiedział. - Właśnie. To dziwne, że wszystko zaczęło się i skończyło w niedzielę, w obozie rybackim. Historia zatacza krąg. - Może to było w planach Watkinsa. - Nie sądzę, by sobie zaplanował, że skończy życie z nożem w brzuchu. - Nie, ale chciał nim mnie rozpruć. Czy Sayre spędziła u ciebie noc? - spytał Chris po chwili milczenia. - Tak. - Przynajmniej nie potrzebowaliście zabezpieczeń. Beck odwrócił się i spojrzał na niego ostro. - Huff powiedział mi, że Sayre miała jakieś kobiece problemy, w efekcie których stała się bezpłodna. Nie musisz już więc się z nią żenić i produkować potomstwo. - I tak by mnie nie chciała. - Beck przemierzył pokój i oparł się o biurko Huffa, zbyt zdenerwowany, by usiąść.

w nocy mamy towarzysza, który się dla niej nada.
- Wiem, kto to jest - potwierdził Hector.
285